czwartek, 12 lipca 2012

Uwalnianie się od swojego umysłu



"Jeśli ktoś pójdzie do lekarza i powie, że słyszy w głowie jakiś głos, lekarz najprawdopodobniej
odeśle go do psychiatry. Sęk w tym, że prawie ze wszystkimi ludźmi dzieje się coś bardzo
podobnego: przez cały czas słyszą w głowie jakiś głos albo kilka głosów. Są to przejawy
mimowolnych procesów myślowych, które możemy w każdej chwili zatrzymać, ale nie zdajemy
sobie z tego sprawy. Nieustanne monologi lub dialogi.
Zdarzało ci się pewnie spotykać na ulicy ludzi, którzy ciągle do siebie gadają czy mamroczą. Nie tak
znów bardzo różni się to od tego, co robisz ty sam i wszyscy inni „normalni" osobnicy, tyle że wy nie przemawiacie do siebie na głos. Wewnętrzny mówca komentuje, snuje domysły, osądza, porównuje, narzeka, lubi, nie lubi i tak dalej. To, co mówi, niekoniecznie ma jakikolwiek związek z sytuacją, w której właśnie się znajdujesz; może to być wspomnienie bliskiej lub dalekiej przeszłości, przymiarka do hipotetycznych przyszłych sytuacji bądź fantazje na ich temat. Gdy w grę wchodzą przyszłe zdarzenia, wewnętrzny mówca często wyobraża sobie, że coś idzie nie po jego myśli,
powodując fatalne skutki; popada wtedy w tak zwane zatroskanie. Czasem tej ścieżce dźwiękowej
towarzyszą wizje lub „filmy mentalne". Nawet jeśli głos wewnętrzny mówi coś, co wyraźnie się
wiąże z bieżącą sytuacją, interpretuje ją w kategoriach przeszłości. Dzieje się tak dlatego, że głosem
tym przemawia ten aspekt twojego umysłu, który jest owocem gruntownej tresury, ukształtowany
przez całą twoją przeszłość i przez zbiorową, odziedziczoną po przodkach umysłowość kulturową.
Widzisz zatem i osądzasz teraźniejszość przez pryzmat czegoś, co już przeminęło, uzyskujesz więc
całkowicie wypaczony obraz. Nierzadko się zdarza, że głos wewnętrzny jest najgorszym wrogiem
tego, w kim się gnieździ. Wiele osób żyje, nosząc we własnej głowie dręczyciela, który nieustannie
je atakuje, poddaje rozmaitym karom i wysysa energię życiową. Bywa to źródłem nieopisanych
cierpień i nieszczęść, a także chorób.
Mam jednak dobrą wiadomość: możesz się uwolnić od swojego umysłu. Jest to jedyna szansa
prawdziwego wyzwolenia. Pierwszy krok możesz zrobić choćby teraz. Postaraj się jak najczęściej
wsłuchiwać w głos, przemawiający z wnętrza głowy. Zwracaj szczególną uwagę na wszelkie
powtarzające się schematy, myślowe refreny - stare płyty gramofonowe, które grają ci w głowie być
może od wielu lat. To właśnie nazywam „obserwowaniem myśliciela". Innymi słowy - słuchaj głosu,
rozbrzmiewającego w twojej głowie, bądź w niej jako przytomny świadek.
Kiedy słuchasz tego głosu, zachowaj bezstronność. Nie osądzaj ani nie potępiaj niczego, co słyszysz, jeśli bowiem postanowisz zostać sędzią, będzie to dowód, że ten sam głos zakradł się z powrotem kuchennymi drzwiami. Wkrótce zobaczysz, jak się sprawy mają: tam jest głos, a tu jestem ja słuchamgo i obserwuję. Ta świadomość własnego jestestwa, poczucie własnej obecności, nie jest
myślą, lecz wyłania się spoza granic umysłu.
Gdy więc wsłuchujesz się w myśl, nie tylko jej jesteś świadom, ale i samego siebie jako świadka tej
myśli. Pojawia się zatem nowy wymiar świadomości. Wsłuchując się w myśl, wyczuwasz świadomą
obecność, swoje głębsze ,Ja", gdzieś — rzec by można - w tle czy też pod tą myślą. Traci ona wtedy
władzę nad tobą i szybko ustępuje, ponieważ nie zasilasz już umysłu poprzez utożsamianie się z nim.
Jest to początek końca mimowolnego, natrętnego myślenia.
Kiedy myśl ustępuje, czujesz, że mentalny nurt na chwilę traci ciągłość - pojawia się luka, w której
umysłu po prostu nie ma. Chwile te będą zrazu krótkie, najwyżej kilkusekundowe, stopniowo jednak
zaczną się wydłużać. W takich chwilach czujesz w sobie pewien szczególny rodzaj nieruchomej
ciszy i spokoju. Tak właśnie wkraczasz w swój naturalny stan bezpośrednio odczuwalnej jedni z
Istnieniem, którą zwykle przesłania umysł. Gdy nabierzesz wprawy, wrażenie cichego bezruchu i
spokoju jeszcze się pogłębi. Tak naprawdę jest ono bezdenne. Poczujesz też subtelną emanację
radości, wyłaniającą się z głębokich warstw twojego wnętrza: będzie to radość Istnienia.
Stan ten nie ma nic wspólnego z transem. Świadomość nie ponosi wtedy najmniejszego uszczerbku.
Wręcz przeciwnie. Gdyby spokój trzeba było przypłacić obniżeniem poziomu świadomości, a cichy
bezruch - osłabioną witalnością i czujnością, gra nie byłaby warta świeczki. W tym stanie
uaktywnienia wewnętrznych łączy jesteś dużo czujniejszy, dużo bardziej przebudzony, niż gdy
utożsamiasz się z umysłem. Jesteś w pełni obecny. Wzrasta też wówczas częstotliwość wibracji pola
energetycznego, któremu ciało fizyczne zawdzięcza życie.
Wnikając coraz głębiej w tę sferę „bezumysłu", jak ją czasem nazywają ludzie Wschodu, osiągasz
stan czystej świadomości. Własną obecność odczuwasz wtedy z taką siłą i radością, że w
porównaniu z nią stosunkowo mało ważne staje się wszelkie myślenie, emocje, twój organizm i cały
świat zewnętrzny. Nie jest to jednak egoizm, lecz brak ego. Stan ten pozwala ci przekroczyć granice
tego, co dotychczas uważałeś za „swoje ja". To, czego obecność wyczuwasz, jest w zasadzie tobą
samym, a jednocześnie czymś nieopisanie od ciebie ogromniejszym. Wrażenia, które próbuję tu
przekazać, wydają się może paradoksalne lub nawet wewnętrznie sprzeczne, ale nie znajduję na nie
innych słów."

Eckhart Tolle - Potęga teraźniejszości